Tym razem postanowiliśmy zmierzyć się ze słynnym odcinkiem Wełtawy poniżej zapory w Lipnie. Jako że wiele nasłuchaliśmy się o trudnościach tej rzeki postanowiliśmy przygotować się do spotkania w sposób właściwy i poświeciliśmy jeszcze 2 dni na wcześniejsze rozpływanie się w Austrii. W Austrii spotkaliśmy się z Kollinsem z Torunia i Miśkiem z Legnicy. Kemping Wiberlauf w Grossreifling znaliśmy z wcześniejszych wypadów na Salzę i Enns , tym razem chcieliśmy się z skoncentrować na trudniejszym Enns. Mieliśmy do wyboru 2 odcinki łatwiejszy Gstatetboden gdzie oprócz 2 kaskad WW IV nie ma większych trudności oraz trudniejszy Kummerbrucke mający nawet miejsce WW V pod warunkiem że jest puszczana właściwa ilość wody. Niestety nie mieliśmy szczęścia do wody wiec pozostał nam odcinek łatwiejszy, ale wcześniej obejrzeliśmy słynne Gesaeuseeingang kwalifikowane jako WW V do VI za którym rozpoczyna się odcinek Gstatterboden. Ten około kilometrowy odcinek robi naprawdę wrażenie.

Start do odcinka ma miejsce przed mostem kolejowym.za mostem rzeka dzieli się na 2 ramiona z których prawe ze względu na istniejący podobno syfon jest z reguły omijane. Przy tym dość wysokim stanie wody 315 cm na wodowskazie przy Moście Gstatterboden, nie było jednak specjalnych rewelacji. Trochę pobujało na falach, ale było szeroko bez specjalnych przeszkód, w sumie dobre WW III+.
Potem na rzece jest szeroko i łatwo. Druga kaskada WW IV kilkaset metrów za Mostem Gsttaterboden przy którym zakończyliśmy płyniecie, ma ten minus że za nią jest już tylko stojącą wodę jeziora zaporowego i raczej kiepskie możliwości wyjścia.
Następnego dnia rozpadało się na dobre, mimo to na Kummerbrucke wody nadal nie było, wiec pojechaliśmy szukać ciekawszej rzeki niż Salza ,licząc przy tym na wysoka wodę deszczową. Ciekawy odcinek znaleźliśmy w końcu na Lammer gdzie wodowskaz w Obergau wskazywał prawie 130 cm, a to oznaczało więcej niż średnią wodę nawet dla górnego odcinka tej rzeki. Wąwóz Voglau poprzedzający słynne Lammerofen przy tym stanie wody miał już naprawdę trudne przejścia WW IV.
Postanowiliśmy spłynąć cały górny odcinek z pięknym wąwozem poniżej miejscowości Windhof , aż do końca wąwozu Voglau.
Lammerofen przy tym stanie nie nadawał się raczej do bezpiecznego spłynięcia. Od samego patrzenia ciarki przechodziły po plecach

Górny wąwóz z ciasnymi przejściami stanowił piękny techniczny odcinek.
Potem aż do Voglau było zdecydowanie łatwiej za to sam wąwóz Voglau przy tak wysokim stanie wody stanowił spore wyzwanie.
Dużego pecha miał Misiek który większość wąwozu spłynął wpław, ale co trzeba przyznać z uznaniem nie zgubił sprzętu.
Następnego dnia zanim dotarliśmy do Lipna odwiedziliśmy jeszcze leżący w pobliżu Grossreifling wodospad Laussachfall. Krótki choć efektowny odcinek wodospadu po intensywnych opadach deszczu postawił wysoko poprzeczkę. Szczególnie trudne było opuszczenie kotła wodospadu jeżeli nie udało się spłynąć dostatecznie daleko.
Tak naprawdę bardzo dużo zleżało od sposobu napłynięcia na wodospad.
Jako że do Vysi Brodu dotarliśmy dość późno pierwszego dnia spłynęliśmy tylko pierwszy górny odcinek zakończony piękną kaskadą WW IV w Loucovicach przy papierni.
Następnego dnia po powtórzeniu górnego odcinka – ci którzy czuli się na siłach, czyli Szczepan i Misiek rzucili wyzwanie dolnemu odcinkowi w towarzystwie spotkanego Czecha który znał ten odcinek w miarę dobrze. Po pokonaniu słynnego okna
ruszyli w drogę która była dla nich wielka niewiadoma. Okazało się jednak ze nie taki diabeł straszny- nawet słynne diabelskie schody dało się pokonać bez wywrotki.
[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=41gRFd_G_C0&feature=relmfu=1&feature=plcp=&w=475&h=300]
Największym pechowcem okazał się Kowal który tego dnia na górnym odcinku i łatwym fragmencie rzeki wybił bark. Fachowa pomoc udzielona przez czeskie służby medyczne tylko nieco złagodziła ból – olbrzymi żal pozostał.

Niepotrzebnie, bo do przyszłego roku na pewno się wykuruje – i tego mu wszyscy życzymy !!!