Jako że pandemia Covid – 19 całkowicie zburzyła nasze wiosenno – letnie, kajakowe plany postanowiliśmy z Pawłem mimo wszystko zainaugurować sezon 2020 w taki sposób jak to było możliwe. Żadne dalsze wyjazdy z noclegami nie wchodziły raczej w grę , a wiec padło ma klasyczny odcinek Wełną z Wełny. Żeby nie było za łatwo i za nudno zastąpiliśmy kajaki SUP ami .Do tej pory nasze doświadczenie w używaniu tego sprzętu na rzekach było znikome, więc oboje byliśmy zgodni co do tego że najwyższy czas spróbować. Żeby nie było jednak niespodzianek wybraliśmy dość krótki i niezbyt obfity w wodę o tej porze roku, 6 km odcinek z Wełny do Rożnowa Młyna.
Niedaleko mostu drogowego na Wełnie mamy Punkt obsługi turystów „Wełna”, gdzie można wypakować sprzęt i zostawić na pobliskim parkingu samochód.
Przez pierwsze kilkaset metrów za mostem rzeka płynie dość spokojnie przez tereny łąkowe.
Później wpływamy w las gdzie rzeka przyśpiesza i staje się płytka. Przy niskim stanie wody który mieliśmy miejscami tworzyły się nawet płycizny wymagające przeciągania sprzętu . Pojawiają się też pierwsze zwały drzew.

Stopniowo prąd słabnie i wpływamy na długi staw młyński w Jaraczu Młynie . Sprzęt przenosimy po lewej jakieś 200m przez łąkę od przenoski przed zaporą piętrzącą, aż do mostku na Wełnie, za którym schodzimy do rzeki. Teoretycznie jesteśmy już za kanałem ulgi, ale wody jest dramatycznie mało
Nie pozostaje nam nic innego jak ciągnięcie sprzętu w korycie rzeki biegnącej w pięknym wąwozie pomiędzy kamiennymi piargami.

Przy wysokiej wiosennej wodzie mamy na tym odcinku piękną szybka wodę z bystrzami a nawet stojącymi falami. Teraz po zdemontowaniu mieczy ze SUP- a udawało się znaleźć fragmenty pomiędzy mieliznami nadające się do niezbyt szybkiego płynięcia.
Na szczęście wody stopniowo przybywało i po kilkuset metrach można już było w miarę swobodnie płynąć, tym bardziej że rzeka zwęża się i staje głębsza wpływając w tereny łąkowe.
Płyniecie kończymy po 2 km od młyna , zaraz za mostem po lewej stronie na terenie Przystani kajakowej Rożnowo Młyn, gdzie uprzejmy właściciel pozwolił nam wcześniej zostawić samochód.
Ze względu na niski stan wody nie był to „oszałamiający” odcinek. Gdybyśmy płynęli kajakami byłoby po prostu nudno. Za to na SUP-ach były jednak emocje i zbieranie nowych bezcennych doświadczeń. Z jednej strony mając niewiele wody pod mieczem czuliśmy się trochę bezpieczniej, z drugiej strony szkoda że nie zasmakowaliśmy większych emocji w postaci fal i szybkiej wody w pięknym wąwozie za młynem w Jaraczu.
Spłyniecie całego odcinka zajęło nam prawie 3 godziny i jak na pierwszy raz było w sam raz . I tak wystarczyło żeby złapać bakcyla.
Krótki film z naszego spływu znajdziecie poniżej