Zachęceni dobrymi wrażeniami z odcinka inaugurującego sezon SUP-owy postanowiliśmy „iść za ciosem” i kontynuować w tym samym składzie spływanie Głuszynki z Borówca do Daszewic. Pewną obawę – jak się okazało słuszną – budziła możliwość przepłynięcia zarośniętego jeziora Borówieckiego, ale postanowiliśmy spróbować tym bardziej że z map satelitarnych wynikało ze przepływ jednak istnieje. Ale po kolei…
Na miejsce startu wybraliśmy łąkę przed mostem w Borówcu przy samochodowej myjni samoobsługowej. Dobry dojazd , niezłe dojście do rzeki i sporo miejsca na rozłożenie sprzetu zdecydowanie preferują to miejsce w porównaniu do miejsca zakończenia poprzedniego odcinka przy parkingu Biedronki za mostem.
Po rozpakowaniu sprzetu i jego napompowaniu oraz zrobieniu pamiątkowego zdjęcia schodzimy na wodę .
Początek jest dość łatwy , za mostkiem rzeka płynie spokojnie i bez większych przeszkód. Wkrótce jednak znacznie się zwęża i tworzy wąską krętą strugę przeciskającą się pomiędzy trzcinami .
Przez pierwsze kilkadziesiąt metrów jest nieźle, niewielki ale widoczny prąd pokazuje drogę. Niestety po chwili zaczynają się stojące rozlewiska i wybór właściwej drogi staje się coraz trudniejszy.Parę razy zmieniamy trasę a przeciskanie miedzy trzcinami staje się coraz bardziej uciążliwe.Kończy się bowiem suche trzcinowiska a zaczynają trzciny zielone – świeżo wyrosłe.
Kilkakrotnie sprawdzamy nasze położenie posługując się telefonem i mapami google. Choć teoretycznie jesteśmy za pierwszych zakrętem rzeki ( 52°17’00.7″N 17°02’23.0″E ) i powinniśmy kierować się na zachód w stronę ujścia to żadnej drogi nie widać. Mamy za to niewielka przecinkę w kierunku północnego brzegu jeziora. Pokonaliśmy na razie około 300m a zajęło nam to prawie godzinę. Ponieważ w tym tempie dotarcie do końca jeziora mogło wymagać kolejnych 2 godzin, postanawiamy zmienić plany i dotrzeć do widocznego i odległego o jakieś 50 m północnego brzegu jeziora.
Po zdjęciu miecza daje się w miarę sprawnie przeciskać a dodatkowo po osiągnięciu suchego pasa trzcin „łapiemy grunt” wiec można posuwać się jeszcze szybciej brodząc i ciągnąc deskę za sobą. Po 15 minutach Prosty jako pierwszy dociera do brzegu ( 52°17’02.3″N 17°02’23.9″E ).
Czekamy jednak ma Dorotę, którą nie mogła zdemontować miecza więc posuwała się wolniej. Słyszymy ją , ale nie widzimy więc Prosty rusza w jej kierunku tak daleko jak na to stabilny grunt trzcinowiska pozwala. No i wkrótce wracają razem.
Robimy krótki rekonesans.Najbliższym sensownym punktem startu wydaje się być kładka na rzece za jeziorem ( 52°17’03.5″N 17°01’51.1″E ) odległa około 700m, o ile posuwamy się wzdłuż lini brzegowej.Jest to jednak dość trudne i uciążliwe, albowiem na początkowym odcinku większość posesji jest ogrodzone płotem prawie do samego jeziora . Dobrą alternatywą jest bezpośrednie dojście do pobliskiej drogi osiedlowej skąd po kilkuset metrach wybierając ścieżką poprzez las i łąkę także docieramy do kładki. Jest może 200 m dalej, ale zdecydowanie wygodniej. Po około 20 minutach marszu ze sprzętem tą trasą jesteśmy przy kładce.
Od tego miejsca zaczyna się najciekawszy fragment naszego spływu. Rzeka meandruje poprzez łąki do których raz po raz przybliża się las. Tylko na samym początku teren jest zagospodarowany i bezpośrednio do rzeki przylegają okazałe posesje. Na wysokości pierwszej z nich rzeka jest lekko podpiętrzona co skutkuje koniecznością przeciągania sprzetu przez zastawkę.
Za druga nieco w głębi położoną posesją wpływamy w naprawdę dziewiczy i odludny fragment rzeki. Rzeka ma czystą i przezroczystą wodę którą jednak łatwo można zmącić ze wzgledu na bagniste podłoże, miejscami pojawiają się drzewa i zatory ale niezbyt uciążliwe do pokonania. Jeżeli poruszamy się bez rozmów to można zaskoczyć nie tylko okazałe ptactwo ale i sarny przy wodopoju. Nam zdarzyło się to dwukrotnie.
Mniej więcej w 2/3 odległości pomiędzy Borówcem a Kamionkami wpływamy w krótki leśny odcinek, za którym wypływamy znowu na łąki ale o bardziej zagospodarowanym charakterze. Pojawiają się też pierwsze zabudowania Kamionek i estakada drogi z Kamionek do Szczytnik.
Przepust pod drogą wymagał oczyszczenia z zalegających pni i gałęzi, ale nie było to specjalnie trudne i już po chwili droga do dalszego płynięcia stała otworem
Za przepustem płyniemy jeszcze przez chwile wśród łąk ale wkrótce po prawej stronie dopływa Kopla, którą także można spływać przy dobrym stanie wody nawet od Tulec.
Od tego miejsca charakter rzeki wyraźnie się zmienia . Prąd rzeki przyspiesza, a po lewej stronie zbliża się las. Rzeka wije się pomiędzy leśną skarpą po lewej a szeroka łąką po prawej. Im bliżej lasu tym więcej zwalonych drzew których pokonanie wymaga czasami sporo wysiłku
Powoli zbliża się godzina 20-ta więc płyniemy w pięknej scenerii zachodzącego słońca . Zbliża się też koniec naszej wędrówki i wkrótce dopływamy do mostu w Piotrowie/Daszewicach. Za mostem mamy bród i zatoczkę, po wpłynięciu do której można łatwo i przyjemnie zakończyć płyniecie.
Reasumując, kontynuacja okazała się o wiele ciekawsza niż inauguracja. Na początku mieliśmy spore wyzwanie, które zakończyło się co najwyżej połowicznym sukcesem, potem płynęliśmy przepiękny odludny łąkowo -leśny odcinek do Kamionek, a na koniec podziwialiśmy w promieniach zachodzącego słońca równie ciekawe widoki na odcinku do Daszewic. Ze względu na bardzo uciążliwy początek ten około 8 km odcinek zajął nam prawie 5 godzin z tego prawdziwego płynięcia było niecałe 3 . Resztę zajęła walka z trzcinami i obnoszenie sprzetu do mostku za jeziorem . Ale było warto się trochę pomęczyć – gdybyśmy zaczynali od razu od mostku stracilibyśmy jednak sporo wrażeń.
Więcej zdjęć z przepłyniętego odcinka można zobaczyć tutaj.
Poniżej krótki film z najciekawszymi fragmentami spływu.