Rzeka Łobżonka jest prawym dopływem Noteci, uchodzącym do niej w rejonie Osieka , jako szlak kajakowy jest niezbyt znana, ale posiada atrakcyjny około 4 km odcinek przełomowy pomiędzy młynem w Kościerzynie Wielkim , a elektrownią Klawek znajdującą się kilka kilometrów przed Wyrzyskiem. Według klasycznego przewodnika kajakowego Wrześniowskiego , Sperskiego z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku : „spływ na tym czterokilometrowym odcinku może być z powodzeniem wykorzystany jako sprawdzian (…) przed spływami po górskich rzekach ” i z tego co pamiętałem z początków mojej kajakarskiej kariery była to prawda. Postanowiliśmy więc sprawdzić czy rzeka nie straciła nic ze swojej atrakcyjności, ale to co spotkaliśmy, przerosło nasze oczekiwania.
Spływ zaczęliśmy za zaporą w Kościerzynie Wielkim, schodząc przy mostku nad kanałem ulgi. Stan wody wyglądał na niski – przynajmniej patrząc na wodowskaz który pokazywał około 30 cm.
Początkowy ok. 3 km odcinek rzeki , aż do mostu kolejki wąskotorowej prowadzi w niezbyt głębokim wąwozie pomiędzy polami uprawnymi. Mamy dość szybki prąd i niewiele przeszkód , pojawiają się tez niewielkie bystrza. Przepłyniecie tego odcinka zajęło nam około godziny.
Po około 1,5 km na wysokości Dworu Hercowo mamy kilka drewnianych domków wypoczynkowych malowniczo położonych bezpośrednio nad rzeką.
Przed wspomnianym wcześniej zniszczonym mostem kolejki wąskotorowej rzeka wpływa w las, a jej charakter diametralnie się zmienia.
Rozpoczyna się piękny leśny wąwóz ale zamiast spodziewanego przyspieszenia nurtu mamy zwały drzew. Pokonujemy pierwsze z nich z ” z marszu”…
…ale wkrótce natrafiamy na totalne długie prawie na 200 m zwałowisko powstało prawdopodobnie po wiatrołomach. Nie pozostaje nic innego jak przenoska łąką po lewej przez las
Rzeka na chwilę ” odpuszcza” ale wkrótce mamy kolejne zwalone drzewa, dające jednak szanse na ich pokonanie różnymi sposobami :
Jaką by nie przyjąć metodę, każda z nich zajmowała trochę czasu bo fragmenty bez zwalonych drzew należały do rzadkości. Pokonanie pierwszego 1,5 km odcinka za mostem zajęło nam aż 3 godziny, co daje średnią 500 m na godzinę . Czegoś takiego jeszcze nie doświadczyłem .Zgodnie z obowiązującą skalą uciążliwości szlaków kajakowych najwyższy stopień U6 to taki, na którym których pokonanie przeszkód wymaga wysiadania z kajaka i zużycia ponad 200% czasu przeznaczonego na płynięcie. Zakładając że dla małych i średnich rzek prędkość płynięcia w zależności od szybkości prądu wynosi 4-5 km, można w uproszczeniu przyjąć , że jeżeli w ciągu godziny ze względu na przeszkody pokonujemy mniej niż 1,5 km to mamy uciążliwość co najmniej U6. Nam pokonywanie przeszkód na tym odcinku rzeki zajmowało 3 x więcej czasu czasu przeznaczonego na płynięcie niż to wynika z definicji maksymalnego stopnia U6 !!!

Na kolejnym odcinku charakter rzeki się nie zmienia, może jedynie drzew jest troszkę mniej bo kolejne 1,5 km pokonujemy już tyko w 2,5 godziny. Gdy wydaje się że rzeka rzeczywiście odpuszcza za kolejnym zakrętem w lewo mamy prawdziwą „rzeźnię” albo jak kto woli „zwałkę totalną”. Jak potem sprawdziliśmy, po 5,5 godzinach „płynięcia” byliśmy w linii prostej licząc wzdłuż skraju lasu, niecały kilometr od mostu kolejki gdzie zaczynał się wąwóz.
Była już godzina 18ta i na poważnie zaczęliśmy rozważać wariant wcześniejszego opuszczenia wąwozu do biegnącej w pobliżu wzdłuż lasu drogi . Skraj lasu mimo że widoczny, był jednak bardzo trudno osiągalny, szczególnie gdyby trzeba było wychodzić ze sprzętem.
Po krótkim posiłku nastroje się poprawiły, więc mimo zmęczenia postanawiamy kontynuować „walkę” z rzeką. Ścinamy zawalone zakole rzeki o długości ok. 300m, idąc początkowo ścieżką, a potem na wprost przez „chaszcze i pokrzywy” w kierunku widocznego wolnego od drzew fragmentu wody.
Od tego miejsca rzeka powoli „odpuszcza”. Mamy co prawda jeszcze powalone drzewa , ale ilość przeszkód wyraźnie maleje, a ponieważ rzeka się rozszerza łatwiej je ominąć.
Wkrótce prąd wyraźnie słabnie, brzegi staja się niższe a drzewa w nurcie „znikają”. Po 7,5 godzinach płynięcia, licząc od mostu kolejki, docieramy około godziny 20-tej do zapory hydroelektrowni Klawek.
Kiedy rok wcześniej płynęliśmy zwałkowym odcinkiem Głomii wydawało nam się ze jest to krańcowo trudny wręcz „survivalowy” odcinek w granicach U6. Łobżonka zweryfikowała te oceny … pokazała że może być zdecydowanie trudniej.
Co dziwne, po 8,5 godzinach płynięcia nie czuliśmy jeszcze zmęczenia, cały czas działała adrenalina. Na zmęczenie czas przyszedł później – całe szczęście że wybraliśmy termin płynięcia w środku długiego weekendu, bo następnego dnia trudno było normalnie funkcjonować.
Wąwóz Łobżonki to nie jest odcinek dla każdego . Jeżeli jednak jesteśmy dostatecznie zdeterminowani i zapewnimy sobie odpowiednio dużo czasu na płyniecie, naprawdę warto podjąć to wyzwanie. Wspomnienia z tej dzikiej i niepowtarzalnej rzeki zostaną długo w naszej pamięci. Gorąco polecam !!!
Najciekawsze zdjęcia pokazujące przepłynięty odcinek znajdziecie tutaj.