ATNA górna

ten odcinek biegnący w większości przez wąski skalisty wąwóz jest bardzo nietypowy dla Norwegi , bardziej przypomina rzeki Korsyki. Piękny i trudny wąwóz bez możliwości wcześniejszego zakonczenia – a wiec coś dla wytrawnych kajakarzy.

Hedmark, Wschodnia Norwegia

Atna  na swym najwyższym odcinku może być spływana od  Doralseter  aż do  Berg przy drodze 27, ale najciekawszy jest oczywiście odcinek pierwszego  dłuższego  wąwozu gdzie  rzeka  wcina się  w skaliste podłoże  tworząc wąski  20 -30  metrowy kanion. Jest to bardzo nietypowa jak na Norweskie warunki rzeka, przypominająca  bardziej rzeki Korsyki. Dla spłynięcia tego odcinka wymagana jest niska woda   co zdarza się tylko w okresie lipca -sierpnia i dlatego  ten odcinek nie bywa spływany zbyt często.Ponadto  droga do Doralseter jest otwierana dopiero na początku czerwca a zamykana 20 sierpnia.  Przy wyższej wodzie  spłyniecie bywa bardzo trudne  gdyż koryto wypełnia się wodą tak wysoko, iż nie ma możliwości wczesniejszej inspekcji  czy też obnoszenia sprzętu tam gdzie to jest konieczne.Wtedy powinno się płynąc w towarzystwie osób które znają ten odcinek i pływały go wcześniej.

 Na początkowych kilku kilometrach od  Doralseter  rzeka płynie dość szeroko w otwartej dolinie. Potem stopniowo wcina się w wąski skalisty około 5 km kanion o trudności WW IV przy optymalnej wodzie. Mamy wąskie bystrza i niewysokie  ale trudne czasami mocno zblokowane stopnie. Prawdziwa  „kajakowa uczta”. Po wypłynięciu z wąwozu mamy łatwy odcinek  gdzie rzeka aż do osady Elgvasslii ( Lii)  płynie  w szerokiej dolinie. Przed mostem drogi  prowadzącej do tej osady z drogi nr 27  zaczyna się   nieco ponad kilometrowy drugi wąwóz kończący się przed drogą nr 27.

Na całym tym odcinku mamy 2 miejsca wymagające zawsze  przenoszenia. Pierwsze to zwałowisko  zaraz na początku pierwszego wąwozu obnoszone po prawej stronie  , drugie  to zablokowany  wodospad   pod koniec  drugiego wąwozu obnoszony z lewej strony. należy jednak pamiętać  ze rzeka zmienia się każdego roku po okresie zimowym i mogą powstać nowe przeszkody tworzone przez opadające do rzeki głazy.

Poziom wody można sprawdzić na wodowskazie   „Li Bru” ; który znajduje się przy moście  przed drugim końcowym kanionem.Optymalny poziom  wody  dla odcinka wąwozu  mieści się w granicach 0,64m/5,3m3 do 0,75m/7,3 m3 .

My ok 7 km  odcinek  tej rzeki   płynęliśmy na początku lipca 2017 przy  optymalnym stanie wody który wynosił 6 m3/s. Najpierw zbadaliśmy mozliwosc rozpoczęcia  w pobliżu Doralseter,  gdzie rzeka płynie w szerokiej  dolinie a dostęp powinien być łatwiejszy.

Widok z drogi

Nie znaleźliśmy  jednak  żadnej nawet kiepskiej drogi biegnącej w kierunku odległej  o 200-300m rzeki. Miejsce startu wybraliśmy na wysokości małego jeziorka (62°01’39.0″N 9°54’25.8″E) po lewej stronie prywatnej  drogi do Doralseter, gdzie obowiązuję system poboru opłat , 6 km przed tą miejscowością.

Mała zatoczka na drodze- dojazd do jeziorka

Od tego miejsca sprzęt znosimy jakieś 250 m w kierunku rzeki przez zagajnik najpierw łagodnie a potem już bardzo stromo, aż nad sama rzekę.

Kolins ze sprzętem

Miejsce  startu (62°01’31.2″N 9°54’40.4″E) znajduje się tuz przed pierwszym stopniem,  za  którym rzeka  wpływa pomiędzy  jeszcze niskie ściany skalne wąwozu.

Sprzęt już na brzegu

Miejsce to jest  wymagające i stanowi przedsmak  tego co czeka nas w wąwozie. Na szczęście zaraz za nim mamy fragment spokojnej wody  pozwalający wstać eskimoską.

Wejście w gardziel
Paweł ratuje się eskimoską

Potem mamy  piękny  odcinek  ze zdecydowanie mniejszymi  spadkami na którym rzeka coraz bardziej wcina się w granitowy wąwóz.

Piękny początkowy fragment wąwozu

Po około 5 min płynięcia dopływamy do kompletnie zawalonego kamieniami odcinka rzeki, gdzie czeka nas pierwsza dość długa i  uciążliwa przenoska.Miejsce przed zwałowiskiem  jest dość łatwe do rozpoznania, bo  rzeka rozszerza się na chwilę,  prąd zwalnia a po lewej widzimy z dość dużym wyprzedzeniem charakterystyczna wysoką  skałę. Po lewej zaczyna się bystrze, ale należy płynąć tak daleko jak się da  spokojną wodą i wylądować po prawej.

Charakterystyczna skała przed zawałem
Przenoska sprzętu
Zwałowisko w całej okazałości

Kajaki trzeba było przenosić,  aż do basenu przed ostatnim stopniem co zajęło nam dobre pół  godziny. Stąd  już dawało się spłynąć, mimo że ostatni stopień był dość  wysoki a dobre wpłyniecie do  wąskiego  przesmyku nie było proste. Za stopniem woda w  wąwozie szybko się uspokajała, wiec  można było ratować się w razie potrzeby eskimoską.

Start po przenosce
Stopień i cześć zwałowiska – widok w górę rzeki

Za zwałowiskiem  przez chwile jest jeszcze  łatwo i dość szeroko, ale  wkrótce  wpływamy w kulminacyjny fragment  wąwozu.Wąwóz staje się bardzo wąski, miejscami nie przekracza metra, tworzą się rynny wody z dużym spadkiem nierzadko z kamieniami pośrodku.

Do tego mamy dość wysokie  stopnie w ciasnych przejściach…

…co  czasami kończy się  wywrotką ,a miejsca żeby wstać jest naprawdę mało

Szczepan oglądający cześć gardzieli dnem do góry – potem gdy zrobiło się szerzej wstał.

Jeżeli są chwile wytchnienia to tak naprawdę oznaczają zbliżające się kolejne trudne przejścia.

Po dobrych 15 tu minutach  ostrej jazdy,  następuje kolejne miejsce wymagające rozeznania   i ewentualnego przenoszenia. Jest to wąski kilkunastometrowy korytarz z ponad 4 metrowym spadkiem kończący się skrętem rzeki w lewo pod katem prostym i dość dużą cofką  na wprost czyli typowy „must run rapid”. Miejsce to nie jest tak charakterystyczne jak poprzednie wymagające obnoszenia , ale znajduje się niecałe 50 m za dużym kamieniem prawie w połowie przegradzającym dość szeroki w tym miejscu wąwóz.

Głaz w nurcie – punkt ostrzegawczy

Podobnie jak przed poprzednim zwałowiskiem  rzeka rozszerza się i zwalnia i także należy trzymać się prawej i płynąć jak daleko się da.

Kaskada – widok w dół
Widok w górę rzeki
Kulminacyjne miejsce- zakręt w lewo

Po długich naradach zdecydowaliśmy się jednak obnieść korytarz i startować dopiero z cofki przed zakrętem. Cała ta operacja zajęła także dobre pół godziny. Po wypłynięciu na nurt wpadamy do pięknego kilkudziesięciometrowego wąskiego korytarza ze wzburzoną wodą, ale rzeka szybko się uspokaja i rozszerza.

Szczepan wypływa z cofki na nurt

Dalej wąwóz jest piękny widokowo choć już zdecydowanie szerszy i ze zdecydowanie mniejszymi i łatwiejszymi spadkami.

Widok na wąwóz za korytarzem
Piękne widokowo przejście w wąwozie

Po dobrych 15 minutach płynięcia  ściany wąwozu stają się coraz niższe i wypływamy  na otwarta przestrzeni z pięknym widokiem na góry

Michał  płynie w  końcowym  fragmencie   wąwozu

Rzeka  rozlewa się szeroko robi się płytko,   a nurt meandruje na kamienistych przemiałach . Po kolejnych  25 min ( a po 2,5 godzinie od startu) dopływamy do zaparkowanych samochodów ( 62°00’54.9″N 9°59’20.0″E), które dojechały tak daleko jak na to  pozwoliła  droga biegnąca od szosy nr 27.Koniec etapu

Widoczne z dala samochody
Koniec etapu

Na sam koniec Kolins dumnie przedefilował przed  „starszyzną” i przyjął należne mu  oraz pozostałym  uczestnikom tej eskapady  wyrazy uznania 

Zadowolony Kolins
Reasumując  wspaniały i wymagający odcinek ….. jedyny w swoim rodzaju w Norwegi ,przypominający bardzo, typowe wąskie wąwozy Korsyki
Przy tym optymalnym stanie wody nie było problemu ze wcześniejszym rozeznaniem przeszkód poza kilkoma odcinkami gdzie nie było innej opcji jak płyniecie do końca rynny czy korytarza. Praktycznie ciągle coś się działo i wymagało to szybkiej reakcji ze strony kajakarza. Zdarzały się też wywrotki, ale na szczęście zawsze udawało się wstać eskimoską , bo w przeciwnym wypadku mogło być niebezpiecznie.
Pewną niedogodnością był ostatni odcinek po płaskiej i szerokiej wodzie, ale z drugiej strony był też czas na wyciszenie emocji.
Serdecznie Polecam bo Atna w swym górnym odcinku to rzeka którą koniecznie trzeba spłynąć … o ile tylko pozwoli na to stan wody.
Z drugiej strony z rejonu rzek Sjoa, Otta czy Lagen to tylko około 100 km wiec warto śledzić stany wodowskazu „Li Bru” , jeżeli jesteś w tych bardziej znanych kajakowych regionach
Krótki film pokazujący spłyniecie wąwozu.

Oglądaliśmy też drugi wąwóz za mostem na rzecze w okolicach  osady Lii.

Widok z mostu drogowego na wwóz

Wyglądał bardzo ładnie ,ale w sumie  to tylko kilkaset metrów a szans na spłyniecie całości praktycznie żadne

Paweł z dezaprobata ogląda końcowy wodospad
Obiekt dezaprobaty Pawła – zero szans na spłyniecie

Więc jako odrębny odcinek to zbyt mała atrakcja, a po spłynięciu górnego wąwozu,  też  raczej  trudno będzie wykrzesać zapał dla tego kawałka.